Naturalne relacje rodzinne zasługują na ochronę. Zadośćuczynienie należy się także bliskim ofiary wypadku!
Wypadek to nie tylko same szkody materialne i uszczerbki na zdrowiu lub utrata życia. To także będące skutkiem takiego zdarzenia przeżycia. Ten ból i inne cierpienie stanowi naszą szkodę, a do jej pokrycia, czyli wypłacenia nam zadośćuczynienia, zobowiązany będzie sprawca, czyli w praktyce zwykle jego ubezpieczyciel. Warto więc nie tylko o tym pamiętać, bo wciąż nie dla wszystkich jest to oczywiste, ale także pochylić się nad, jak może się wydawać, bardziej złożonym przypadkiem. Co wówczas, gdy ofiara wypadku przeżyła go, jednak znajduje się w stanie ciężkim?
Nie tylko śmierć bliskiej osoby niesie ze sobą cierpienie
Nie ma sporu co do tego, że bliscy ofiar wypadków, które poniosły w nich śmierć, borykają się z nader trudnym przeżyciem. Ich cierpienie, będące oczywistym skutkiem zdarzenia, musi więc zostać wynagrodzone, co jest w naszym kraju możliwe od 2008 roku. Co jednak w sytuacji, gdy jego uczestnikowi udało się ujść z życiem, jednak jego stan nie tylko uniemożliwia mu normalne funkcjonowanie, ale i nawet uczestniczenie w normalnych relacjach z innymi?
Ubiegły rok – a konkretnie rozstrzygnięcie Sądu Najwyższego z marca (SN III CZP 60/17), przyniósł na to pytanie jednoznaczną odpowiedź. Potwierdził on, że roszczenie o zadośćuczynienie przysługuje także bliskim poszkodowanego doznającego poważnego uszczerbku na zdrowiu. Jak możemy przeczytać w uzasadnieniu, spełnione muszą być jednak dwa warunki.
Jednym jest szczególnie silna, rzeczywista i trwała więź emocjonalna istniejąca pomiędzy ofiarą wypadku a osobami występującymi z roszczeniem o zadośćuczynienie. Zawęża to więc ich krąg, co z zrozumiałe, do najbliższych. Drugim niemożność utrzymywania normalnego kontaktu z poszkodowanym ze względu na upośledzenie funkcji życiowych. Fakt ten jest szczególnie dolegliwy, gdy dotyczyć będzie relacji dzieci z rodzicami.
Nie trzeba być świadomym krzywdy, by jej doznawać
Inną kwestią, która może wydawać się problematyczną, są cierpienia doznawane przez samego poszkodowanego, który ze względy na znajdowanie się w stanie wegetatywnym nie ma możliwości opisania ich rozmiaru. Jak się okazuje, i ten problem został już rozpoznany przez SN i to wcześniej, bo w roku 2015. Jak orzekli sędziowie, ocena rozmiaru krzywdy powinna zostać oparta o obiektywne kryteria. Z kolei samo prawo do świadczenia nie jest zależne od tego, jak jest ją w stanie ocenić sam poszkodowany, ani tego, jak możemy poznać sposób odczuwania przez niego cierpień.
Nawet w bardzo szczególnych i trudnych sytuacjach uzyskanie zadośćuczynienia jest więc możliwe. Jak jednak pokazuje doświadczenie specjalistów z Centrum Obsługi Powypadkowej Codex, kłopoty pojawiają się także wówczas, gdy ofiara wypadku może scharakteryzować swoje przeżycia bez żadnych przeszkód. Należnej wysokości tego typu świadczenia nie da się po prostu obliczyć, tak jak ma to miejsce w przypadku odszkodowań. W sytuacjach, gdy mamy wątpliwości, czy ubezpieczyciel go nie zaniża, a tym bardziej, gdy jest to oczywiste, warto sięgać po pomoc wyspecjalizowanego w tym zakresie prawnika. Pozwala to nierzadko na uzyskiwanie wielokrotnie wyższych kwot.